Teraz coś dla widzów mniej rozmiłowanych w mrocznych klimatach: "Zero no Tsukaima", czyli prościutkie anime o dwójce nastolatków, podróży między światami i szpicrucie. Znalazłem ją chwilę temu na animeseason.com.
"Zero no Tsukaima" oraz kolejne sezony ("Zero no Tsukaima: Futatsuki no Kishi" oraz "Zero no Tsukaima: Princess no Rondo") to historyjka o mieszkającej w świecie równoległym nastoletniej czarodziejce o dźwięcznym przezwisku "Zero Louise" oraz japońskiego nastolatka, którego ściągnęła do swojego świata zaklęciem przyzwania chowańca.
Cała historia osadzona jest w magicznej wersji XVII-wiecznej Europy, czasami przypomina trochę "Trzech Muszkieterów", a czasami "Jankesa na Dworze Króla Artura".
Slapstickowa komedia, mnóstwo prościutkiego humoru i podteksty sadomasochistyczne (z Louise jako dominą, of course)... Innymi słowy anime jakich setki. Co w nim takiego szczególnego?
To proste -po pierwsze: "Zero no Tsukaima" jest śmieszna, zarówno w sposób przewidziany przez autorów, jak i w zupełnie niezamierzony. Jeśli ktoś chciałby zobaczyć, jak bardzo Japończyk może NIE zrozumieć sposobu działania europejskiego systemu feudalnego, "Zero no Tsukaima" dostarczy mu wszystkich potrzebnych informacji.
Po drugie: to anime jest całkowicie niewymuszone. Pomysły, na których opiera się fabuła są nieskomplikowane, psychologia postaci prosta jak konstrukcja cepa, a bohaterowie charakterystyczni są, no cóż, bardzo charakterystyczni. Mimo tego ogląda się to nie tylko bez obrzydzenia, ale z prawdziwą przyjemnością.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz