Pokazywanie postów oznaczonych etykietą sf. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą sf. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 3 maja 2010

Evangelion - nie tylko dla miłośników Mecha

Nawet jeśli anime interesujesz się od niedawna, Neon Genesis Evangelion jest Ci niemal na pewno znany. Obok Ghost in the Shell to chyba jedno z najbardziej znanych anime "poprzedniej epoki". Dlaczego zatem w ogóle o nim wspominam?

Evangelion, czyli klasyka klasyk - dla 14-latków. Wielkie roboty, zniszczone miasta, zamknięty w sobie chłopiec, który ratuje świat... Poniżej AMV, tak dla przypomnienia, o czym piszę. :)



Przyznam się, że do Evangeliona wróciłem niedawno - i zobaczyłem go w zupełnie nowym świetle.

Po pierwsze, w anime trudno jest znaleźć drugi tak dokładny okaz depresji w wydaniu nastolatka. Shinji, główny bohater anime, jest przecież w permanentnej depresji! Zarówno jego zachowania w trakcie pilotowania swojej EVA, jak i w sytuacjach społecznych są typowe dla niezdiagnozowanej depresji! W Wikipedii zresztą wspominają, iż Hideaki Anno, reżyser tego anime, cierpiał swego czasu na depresję kliniczną. Jeśli to prawda, to wyjaśniałoby, czemu Shinji jest aż tak realistyczny psychologicznie.

Zresztą, cała "obsada" Neon Genesis Evangelion to postacie, które Bogiem a prawdą powinny raczej spotkać się w poczekalni psychoanalityka. Wycofana Ayanami Rei, ojciec Shinji'ego (Gendo Ikari) z kompleksem boga, Katsuragi której rozwój psychiczny zatrzymał się na oko w okolicach 18-tki... Z perspektywy psychoanalitycznej Evangelion pełen jest prawdziwych perełek.

To jednak nie wszystko. Pal sześć już nawiązania biblijne, one są akurat dość oczywiste. Ale co z przejmującym obrazem Mecha będącego dla dzieci substytutem matki, z wejściem do kapsuły jako symbolicznym powrotem do łona matki?

Gdyby ktoś sądził, że przesadzam, obejrzyjcie jeszcze raz dokładnie serial - od związku Shinji'ego z EVA 01, po fakt, iż kapsuły pilotów wypełnione są płynem o tych samych właściwościach, co ten, w którym każdy z nas spędził pierwsze dziewięć miesięcy egzystencji... Gdyby Freud i Jung obejrzeli Evangelion, mieliby prawdziwe używanie!

Po trzecie i ostatnie: choć kreska Evangeliona nieco się zestarzała, w wielu miejscach niedobory techniki wyszły temu anime na zdrowie. Walki, w których NIE UŻYTO grafiki komputerowej nadal zapierają dech w piersiach.

sobota, 27 marca 2010

Wolf's Rain, czyli postapokaliptyczne anime o wilkołakach

Tym razem na tapecie ląduje kolejna klasyka klasyk, czyli "Wolf's Rain".

Jeśli chciałbyś wiedzieć, co jest świetne w tym serialu anime, odpowiedź brzmi: WSZYSTKO!

Klimat, bo świat, w którym ludzkość zwyciężyła w wojnie z wilkami za cenę zniszczenia lasów jest pusty, zimny i niewiarygodnie smutny

Fabuła, bo do samego końca nie wiadomo, co się tak naprawdę dzieje - to anime ma szereg asów w rękawie, i wie, jak ich użyć.

Bohaterowie, ponieważ występujące tam wilki to szereg naprawdę różnych charakterów, każdy z nich jest wilkiem, ale zupełnie innym wilkiem.

Muzyka, ponieważ... zresztą sami posłuchajcie:



Do tego zakończenie... obejrzyjcie koniecznie!

piątek, 12 marca 2010

MAICO 2010- android w radiu

Dziś coś na uspokojenie nerwów w pracy, czyli przedziwny serial anime, którego jeden odcinek trwa tylko 10 minut.

MAICO 2010 to historia androida pracującego w japońskim radiu jako prezenterka. Miłośnicy SF niestety zawiodą się, ponieważ MAICO jest jedynym elementem SF w całej historii, reszta dotyczy naszego świata, tu i teraz.

To anime to klasyczny "business slice of life", zwłaszcza ludzie z doświadczeniem w radiu albo telewizji na pewno zauważą istotne podobieństwa pomiędzy serialem a życiem. Asystent reżysera to chłopiec do bicia, reżyser cierpi na fobię związaną z postępującym łysieniem, producentka programu prezentuje niewzruszony spokój, a pracownik PR rozgłośni jest prawdziwym wazeliniarzem i troszczy się tylko o własny tyłek.

Czemu polecam MAICO? Właśnie z uwagi na świetnie odmalowane charaktery pojawiających się tam postaci. Oglądając ich zachowania można boki zrywać - każdy z nas ma przynajmniej jednego bohatera MAICO siedzącego w biurze obok. Poza tym, MAICO kryje jeszcze jedną perełkę - śrubkę, która pojawia się już w pierwszym odcinku, żeby wystrzelić w ostatnim.

Niestety, trzeba być przygotowanym na: przeciętną kreskę (serial był baaaardzo niskobudżetowy, więc animacja pozostawia wiele do życzenia), straszliwą wprost muzykę otwierającą każdy odcinek, oraz na kilka dłużyzn od czasu do czasu (wytrzymajcie, odcinek o nocy spędzonej w biurze wynagrodzi wam to w dwójnasób).



Obejrzyjcie - warto! Niestety, tego anime nie znajdziecie na popularnych portalach, więc znalezienie MAICO może wymagać nieco zachodu.

wtorek, 23 lutego 2010

Yokohama Kaidashi Kikou - manga na nerwowe dni

Teraz trochę nietypowo, bo o mandze, a nie anime. Yokohama Kaidashi Kikou (znana także jako Cafe Alpha i Jokohamskie Kroniki Zakupowe) ma co prawda także swoją OVA, ale to tylko kilka odcinków czytelnych tylko dla fanów mangi. To historia androidki żyjącej w czasach nieokreślonej (ale chyba niezbyt dalekiej) przyszłości, pracującej w znajdującej niemal na końcu świata kawiarni "Cafe Alpha", i czekającej na powrót swojego właściciela.

Miłośnicy twardej SF i dziewczyn z bronią będą jednak zawiedzeni. Świat Yokohama Kaidashi Kikou należy bowiem do gatunku "pogodnej postapokalipsy". Ludzkość powoli odchodzi w przeszłość, nadchodzą nowe, obce formy... czegoś, ale wszyscy wydają się być pogodzeni ze zmierzchem ludzkości i zajmują się po prostu przeżywaniem własnego życia.

W przeciwieństwie do większości anime, które mi się podobają, YKK NIE JEST MROCZNE. Cała manga przesycona jest spokojem i cichym upływem czasu. Rysunki, zwłaszcza kolorowe, tchną atmosferą spokojnego pogodzenia się ze światem, najbliższą chyba Mazurom sprzed czasu inwazji turystów. Słońce, cisza i spokój, z rzadka przerywane czyjąś wizytą i kawą wypitą przez kelnerkę z przyjezdnym.

Kreska doskonale oddaje atmosferę opowieści, jest łagodna i niemal pozbawiona kantów. Niektóre scenki, ja np. światła zatopionego miasta są tak dobre, że potrafią zatrzymać uwagę czytelnika na dłuższą chwilę... Kiedy ostatni raz zdarzyło się Wam coś takiego podczas lektury mangi?













Jeżeli Twoje życie nuży cię i uważasz je za zbyt jednostajne, YKK pewnie Cię nie porwie. Zbyt wiele opiera się tam na klimacie, zbyt wiele rzeczy pozostaje niedopowiedzianych, żeby fan szybkiej akcji czuł się dobrze podczas lektury.

Natomiast jeśli pozostajesz w pracy do północy, małe dziecko w domu drze się co dwie godziny z regularnością godną tokijskiego metra, a przyjaciel z dzieciństwa właśnie się rozwodzi, to Yokohama Kaidashi Kikou jest właśnie tym, czego potrzebujesz, żeby się naprawdę wyciszyć i rozpogodzić.

środa, 17 lutego 2010

Tytania - dla poszukiwaczy perełek


Żeby nie było wątpliwości - Tytania to space opera, a niewiele seriali anime o tej tematyce nadaje się do czegokolwiek. Zbyt często są przegadane, przeciętnie narysowane, a o fabule lepiej nie mówić...

Tytania nie jest wyjątkiem. Więcej, jest potwierdzeniem tej reguły. Czemu więc o niej piszę? Cóż, jak zwykle - z powodu perełek, jakie można w niej znaleźć.

Przede wszystkim chodzi o głównego bohatera - człowieka, który wygrał bitwę, zamiast ją przegrać (co było w interesie... obu stron konfliktu!). W przeciwieństwie do znakomitej większości anime-space oper, Fan Hyulick nie jest nadętym bufonem, ale zwykłym, dość rozsądnym chłopakiem odpornym na wszystkie możliwe -izmy i porywy ducha.

Ale to nie wszystko. "Imperium Zła", czyli ścigająca Fan Hyulicka flota rodu Tytanii, jest tak naprawdę konglomeratem sprzecznych interesów i wewnętrznych podchodów. Szybko też okaże się, że... trudno ich nie lubić (przynajmniej niektórych z nich). Jeżeli doda się do tego akceptowalnej jakości kreskę, oraz intrygą która przynajmniej od czasu do czasu ma jakiś sens, otrzymujemy coś, co fan gatunku może obejrzeć bez obrzydzenia.

Podkreślę raz jeszcze: Tytania nie należy do najlepszych seriali anime, jakie zdarzyło mi się widzieć. Walki kosmiczne są narysowane w użyciem grafiki komputerowej, przez co wyglądają jakby robili je goście od Babilonu 5. Irytujące jest nadużycie narracji spoza kadru. Historyjka JEST nadęta. A jakby tego było mało, sezon Tytanii kończy się ni z tego, ni z owego w środku historii - i nie mam pewności, że będzie drugi.

Mimo tego raz na dwa-trzy odcinki można zobaczyć jakąś perełkę - drobną scenkę, krótki dialog, pomysł na poboczną intrygę - której nie widziałem jeszcze nigdzie.

Podsumowując: jeśli chcecie obejrzeć coś naprawdę dobrego, przejrzyjcie inne posty na moim blogu. Jeżeli natomiast macie ochotę na "pogrzebanie się" w anime, Tytania jest tym, czego szukacie.